MENU...
Facebook

Krewetki

Krewetki
I tak idzie się przez market i wyrasta taka skorupiakowa góra  o kolorze, który producenci farb nazywają "szafranowe szaty" albo "jesień pieczarkowa" (#serio) , i w zasadzie ładnie wygląda, a jednak nadaje się co najwyżej na zdjęcie na tapetę smartfona.

Bo w takim kolorze, znaczy - już ugotowane. A jak już ugotowane - to kulinarnie nie poszalejemy. Część smaku oddały już wodzie, w której były blanszowane. Poza tym odgrzewanie frutiów di mare nie robi im dobrze. Ale co najważniejsze - daleko im od przeczystości. Bo pod pancerzem - wzdłuż górnej części odwłoku - biegnie sobie taka żyłka i ona pełna jest czegoś co księgowi nazwaliby "odwróconymi przychodami". I to zupełnie nie jest to co chciałoby się jeść. I jak "oni" te krewetki tak hurtowo gotują - to po całości i bez czyszczenia, a jak to się ugotuje to "substancja" mięknie i mało apetycznie rozpływa się po mięsie...

Dlatego zdecydowanie wyszukuję surowych - świeżych albo mrożonych. Są szare i nawet jeśli tylko "ogonki" to też zazwyczaj w pancerzu. Takie pancerze są świetne do zrobienia oliwy krewetkowej, albo też gotuję je w bulionie, żeby oddały mu smak. 

W takich surowych wystarczy jedno cięcie, żeby swobodnie wyciągnąć "jelito". A jeśli chcę upiec je w całości - pancerz na "ogonie" od góry przecinam małymi nożyczkami i wtedy wyciągam tę "żyłkę". Łatwiej się też wtedy obiiera już upieczone krewetki.

Szybki kontakt

Realizacja: HEXADE.COM (Grafik, projektant, webdesigner)