MENU...
Facebook

Pasztet z kaczki

Pasztet z kaczki
Kaczki nie mają łatwego życia - Donald i  Duffy zawsze w tle, jeszcze Brzechwa dołożył do pieca, nie mówiąc o skojarzeniach z szpitalną ekwilibrystyką. Za to w kuchni - gwiazdy pierwszego formatu. A ten pasztet.. och... naprawdę chcecie go zrobić! 

Wiem - wilgotność różnie może się kojarzyć, ale w przypadku pasztetu - zdecydowanie pozytywnie. Jest wilgotny, ma solidną zwartą konsystencję, a w smaku petarda.

Pasztet występuje w składzie:

  • kaczka o wadze ok. 2,5 kg 
  • 500 g wątróbki z kaczki - ale jak kupisz z kurczaka to też nic nie wybuchnie
  • 2 jajka
  • 1 sporawa cebula
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 1 sucha bułka albo 60 g bułki tartej
  • sól, pieprz,
  • kilka kulek ziela angielskiego
  • 2-3 liście laurowe

Najpierw trzeba zająć się kaczką - rozparcelować (na przykład tak lub z większą wprawą - dawno to już nagrywałem ;P) i skąd tylko się da - ściągnąć skórę i tłuszcz. (Nie wyrzucaj - będzie o tym za chwilę)

I teraz tak. Piersi - pozbawione skóry - odkładam, to super mięso, szkoda go spasztecić. Wystarczy chwilka na patelni i jest bomba-obiad.  

Resztę - również pozbawioną skóry (nie ściągam jej tylko ze skrzydeł bo to robota głupiego i nie ma sensu)  - pakuję do dużego gara, zalewam zimną wodą, dodaję płaską łyżkę soli, ziele angielskie, uwiędłych laurów liść i gotuję na małym ogniu około 3 godzin. Jasne - można szybciej - ale tak dostajesz dodatkowo wybitny wywar na dowolną zupę, a jeśli jeszcze na ostatnie 30-45 minut dodasz włoszczyznę - dostajesz fantastyczny rosół! 

Z ugotowanych kaczych elementów dokładnie obieram wsze mięso na nich będące - powinno być tego około pół kilograma.

Równolegle z bulkającym wywarem można zająć się wyrobami skórzanymi. Skórę bez większej precyzji tnę na niewielkie paseczki. Razem z ściągniętym z kaczki tłuszczem wkładam do niedużego garnka z grubym dnem. Dodaję ok. 1/3 szklanki wody i na dużym ogniu doprowadzam do zagotowania. Wtedy zmniejszam grzanie do minimum. Wkrótce woda odparowuje i powoli wytapia się czyste złoto - kaczy tłuszcz, fetem na Śląsku zwany. 

Warto co kwadrans przemieszać, bo skórki przylepiają się do dna. Proces trwa około godziny, a na jego końcu - po przelaniu przez sitko - uzyskujemy kaczy smalec i chrupki ze skóry, które są pyszne, choć dla dobra własnych żył, może lepiej je wyrzucić.   

Teraz już z górki :) Oczyszczoną wątróbkę, z posiekaną cebulą i czosnkiem smażę na jednej łyżce ww. kaczego smalcu - na małym ogniu i nie za długo.

Mięso, wątróbkę z cebulą i  suchą bułkę mielę. Dodaję do masy jajka, cały wytopiony ze skóry tłuszcz, sól (z pół łyżeczki, ale może wymagać jeszcze korekty), nieco pieprzu i zagniatam na jednolitą masę.

Ten dodatek tłuszczu może wydawać się dietetycznie niepokojący, ale to przede wszystkim on własnie odpowiada za smak i nawilżenie i wbrew pozorom wcale nie jest go dużo. Ugotowane mięso i wątróbka są raczej chude, a jak sprawdzicie składy w kupnych pasztetach tłuszczu jest zazwyczaj ponad 20%.

Pasztetową masę pakuję ciasno do foremek - wielkości i kształtów dowolnych. Zasadniczo nie trzeba foremek niczym smarować, chyba, że są stare, dziadowskie i z natury przywierają do nich rzeczy. 

Piekarnik na 180 stopni. Piekę około 45 minut. Potem ostrożnie wyciągam z foremek, obracam plecami do góry i piekę jeszcze 15-20 minut dla uzyskania chrupkości i z tej strony. 

Już sam zapach wydobywający się z piekarnika jest obłędny. 

Zapraszam również na profil FB

Zobacz też...

Szybki kontakt

Realizacja: HEXADE.COM (Grafik, projektant, webdesigner)