Noże
to moje Just Five, wierna kompanija zabaw na ostro.
Od lewej:
1 tasak - do rąbanki, choć zadziwiające jest jak bardzo precyzyjnym może być narzędziem - w kuchniach orientalnych wykorzystywany jest na potęgę
2 i 3 "szef" - no bez niego jak bez ręki, nie wiem jak się da żyć bez takiego noża. Mam dwa, bo ten ze srebrną rączką jest z tej wyższej półki (w sumie niemal autonomiczne urządzenie tnące - znaczy ciacha sam) dlatego do rżnącia twardszej materii używam gerlacha.
4 to nóż do sashimi, świetnie nadaje się do filetowania, ma też bardzo cienkie ostrze co przydaje się bardzo często
no i na piątce mały (ale wariat :D )
Jest jakaś prawidłowość, że im dłużej w kuchni się siedzi, tym większych noży używa :D Z "szefem" naprawdę warto się zaprzyjaźnić, choć na początku wydaje się nieporęczną kobyłą.
Do tego jeszcze obieraczka do warzyw i ostrzałka kamienna. I to tak w użyciu niemal codziennym. Nie ma zmiłuj - ostrość jest ulotna jak odkręcony spirytus, a jak ma się kroić tępym nożem to lepiej wziąć nożyczki albo siekerę.