Wegańskie pampuchy
Nie ma co się rozdrabniać. Robimy dużo. Praca uszlachetnia, obżarstwo uszczęśliwia. Trochę to trwa - jak to przy drożdżowym cieście, ale jak ma się robić byle jak to lepiej kupić gotowce i w ogóle nie tracić czasu. To przepis na 12 sporych sztuk:
- 1 paczka drożdży suszonych (7 gr) lub 15 gramów świeżych
- 650 gramów mąki pszennej - dowolnej drobno mielonej
- ok. 50 ml oliwy - czyli ze czyitrochę łyżki
- 200 ml wody
- 200 ml mleka owsianego albo ryżowego
- łyżeczka cukru
- kopiasta łyżeczka soli
Czy robię z drożdzami z saszetki czy świeżymi zaczynam od zaczynu - a dokładniej czegoś co nazywa się poolish i zapewnia ciastu drożdzowemu wspaniałą konsystencję i smak.
Mieszam drożdze, 200 gramów mąki, 200 ml letnej wody i cukier (trochę jak z dziećmi - cukrem da się nakłonic do pracy), nakrywam to suchą, czystą ściereczką i zostawiam - minimum godzina, ale jak w planach jest spacer, zakupy czy coś, to śmiało i kilka godzin tak może popracować.
Potem dodaję resztę mąki, mleko, prawie całą oliwę (kapka się przyda potem) i sól. Robótki ręczne, zagniotka, kilka minut trzeba poryrać aż ciasto zrobi się jednolite i gdzieś w połowie drogi między plastycznością, a elastycznością.
Resztą oliwy ciapkam dłonie i maziam ciastową kulę, po czym nakrywam ją folią - do wyrośnięcia - godzina - dwie. Jak jest gorąco ciasto puchnie szybko, jak jest zimno- cóż - trzeba znaleźć cieplejsze miejsce bo drożdze zamiast pracować wezmą kocyki i pójdą spać. Jakby co to tutaj poczytacie o działaniu tych małych nicponi.
Napuchnięte ciasto, już bez zagniatania dzielę na 12 częsci - jak pizzę i podsypując mąką zwijam w kulki - o tak właśnie.
Kulki znów nakrywam i znów jakieś pół godziny stabilizacji i podrośnięcia. Naparzam w takim bambusowym ustrojstwie na woka, ale można na-czym-kto-chce. Około 12 minut na parze, a potem trzeba uważać bo dzieci wyrywają z rąk.
Na szczęście wolą z cukrem albo sosem truskawkowym więc choć takie curry z batatów można spożyć w spokoju.