Wątróbka pieczona
Takie pieczenie ma same zalety - nic nie strzela, nie pryska, nie atakuje. O tym dlaczego wątróbka zachowuje się jak terrorysta po mefedronie znajdziecie tutaj (klik)
A teraz coś, co może wydawać się herezją. Pewnie każdy słyszał, że wątróbki nie soli się przed smażeniem bo będzie sucha i twarda. Jeśli chodzi o drobiową to.. yyyy... no nie. Znaczy jakby tak zasolić na parę godzin - pewnie by coś tam się podziało, ale jak posolisz bezpośrednio przed i usmażysz czy upieczesz - zero różnicy. Jedyne co morduje wątróbkę to za długa obróbka cieplna i odgrzewanie.
Ale już dość gadania i do roboty.
Na 3-4 porcje:
- pół kg wątróbki drobiowej
- 2 łyżki oleju
- łyżka miodu - tak, tak, to nie pomyłka
- duża szczypta soli
- ciut pieprzu
- wedle woli, acz zdecydowanie warto dodać alternatywnie łyżkę tymianku, oregano albo suszonego czosnku niedźwiedziego
Jak już wszystko jest, wystarczy wątróbkę oczyścić z niepotrzebnego tałatajstwa i wymieszać wszystko razem. Można poukładać na blasze, albo nabić na patyczki szaszłykowe - łatwiej się wtedy odwraca.
Piekarnik 180 stopni - góra/dół albo funkcja grill. Po 5-7 minut z każdej strony i smacznego.
Można na przykład z takimi fajnymi, skostkowanymi ziemniaczkami, które po pokrojeniu obgotowuję z 5 minut, skrapiam tłuszczem (oliwa, masło, olej - w zależności od nastroju i co akurat pod ręką), rozsypuję na blasze i piekę jakieś 40 minut. Więc kiedy są prawie gotowe, można dołożyć wątróbkę i gra.
Plus smażona cebulka, gdyż bez cebulki wątróbka w zasadzie nie ma sensu.