Smalec z suszonego boczku
Przygotowanie jest łatwe choć wieloetapowe. Na początek potrzebujemy:
- boczku - w ilościach dowolnie mnogich
- soli - mniej więcej 2 łyżki na kilogram mięsa
Boczek traktujemy dokładnie jak klasyczny kaloryferowy schab - o taki . Nacieramy solą i odstawiamy na dobę do lodówki (w zamkniętym naczyniu najlepiej bo przez sól nieco się spoci).
Potem zmywamy nadmiar soli. Dokładnie osuszamy mięso. Owijamy je bawełnianą ściereczką, związujemy sznurkiem i wieszamy przy średnio ciepłym kaloryferze - tak na 4-5 dni.
Robi się wówczas nieco podobny do wędzonego i można go używać do absolutnie wszystkiego.
A że smalec jest dobry zawsze i wszędzie - czas na wytapianie. Oprócz boczku na każdy kilogram mięsa bierzemy:
- dużą cebulę
- 3 ząbki czosnku
- dużą szczyptę świeżo mielonego pieprzu
- opcjonalnie przyprawy dodatkowe - tu jest po łyżeczce papryki wędzonej i suszonego czosnku niedźwiedziego
Rach-ciach boczek w kosteczkę. W garnku z grubym dnem gotujemy pół szklanki wody, wrzucamy boczek i na małym ogniu, powolutku i spokojnie wytapiamy - mniej więcej godzinę. Potem dorzucamy pociachaną w drobną kosteczkę cebulę i jeszcze drobniej posiekany czosnek i zostawiamy na kolejną godzinę, może trochę dłużej. Na koniec pieprz, przyprawy i ewentualna korekta zasolenia.
Śmiało można 50/50 z słoniną - będzie bardziej smalcowate.
Jeszcze tylko kiszeniak i wysokokaloryczne szczęście w pełni.