MENU...
Facebook

Placuszki mandaryńskie

Placuszki mandaryńskie
Ten przepis przekazała mi pewna rodowita Chinka. Mówiła po swojemu, ale włączyłem napisy i było ok. Placki mandaryńskie są czymś pomiędzy naleśnikiem, tortillą, a podpłomykiem. Ultracienkie, ale bardzo elastyczne. Tradycyjnie pakuje się w nie kaczkę po pekińsku, albo wieprzowinę mu shu, ale i roślinnych opcji może być jakieś siedemset tysięcy.   

Przyznaję na wstępie - placki wymagają nieco czasu, a sposób przyrządzenia może wydawać się nieco skomplikowany. Ale nie taki chińczyk straszny... 

Na ok 30 placków potrzebujemy: 

  • 320 gramów mąki pszennej + trochę do podsypywania - najlepiej typ 500 albo coś koło tego 
  • 180 ml wody
  • 1/3 łyżeczki soli
  • ok 50 ml oleju sezamowego - może być też inny olej, ale sezamowy ma fantastyczny, bardzo charakterystyczny smak i zapach, można go kupić nawet w dyskontach, ale popatrzcie żeby był tylko sezamowy - często dla zbicia ceny robią mieszanki z sojowym i ma zapach jak szproty w oleju... 
Do miski należy wsypać rzeczone 320 gramów mąki, sól i zalać prawie wrzącą wodą. Dzięki takiemu zabiegowi ciasto będzie bardzo elastyczne. Dokładnie wszystko wymieszać. Jest bardzo gorące więc, o ile ktoś nie ma rąk z azbestu, lepiej przykryć i zostawić na 10 minut do wystygnięcia. Potem zagniotka na gładkie ciasto. Trzeba wyrabiać je dość długo - 5 minut minimum, aż będzie jednolite i sprężyste. 
Wtedy ciasto w kulkę, nakryć miską i zostawić na pół godziny żeby sobie gluten popracował. 

Teraz chińską metodą (jest nie dość, że starożyta, to jeszcze bardzo efektywna więc nie będę kwestionował) palec wskazujący należy umieścić w mące, a następnie wywiercić nim w ciastowej kuli dziurę. Trochę jak w przypadku bajgli, tyle że trzeba ten pierścień rozciągać robiąc takie małe, grube hula-hop. 

 

To sprawia, że bardzo łatwo potem taki krążek równo podzielić. Wystarczy go przeciąć na pół, potem znów na pół i tak dalej. W tym przypadku na w-miarę-równe 32 porcje. Oczywiście można też nie bawić się w krążkowanie, a wziąć wagę, przeliczyć i podzielić, albo po prostu odcinać z ciasta podobnej wielkości kawałki. 

Jakkolwiek podzielone kawałki należy teraz rozwałkować na w-miarę-okrągłe placuszki o średnicy około 8 cm. Przyda się przy tym dość spore oprószenie mąką, a kawałki i całe i rozplaszczone dobrze jest trzymać pod miską żeby nie obeschły. Placki nie mają być na tym etapie jeszcze cienkie, grunt żeby zbliżonej średnicy. 

Bo oto następuje technika w polskiej kuchni raczej nieznana. Placuszki dokładnie smarujemy jednostronnie olejem sezamowym i piętrzymy - po 8 sztuk. Znaczy się malujesz placek olejem, na górę kładziesz kolejny, smarujesz, kładziesz - i tak do ośmiu odlicz. 

Ogólnie robi się tłusto jak w fabryce salcesonu, ale to dobrze. Taki plik placków trzeba teraz zacząć rozplaszczać palcami, a potem kontynuować wałkiem. Tak - wałkować wszystkie razem - przez ten olej nie skleją się, a przy tym bedą wszystkie równe i cieniutkie. Rozwałkowane winny mieć około 16 cm średnicy

I teraz opcje mamy dwie - na parze, albo na patelni. Jeśli na parze - bierzemy talerzyk i układamy na nim cały plik plackowy. Razem z tym talerzykiem do parownika czy innej maszyny parującej. Pod przykryciem powinno się parować 15 minut. 

I teraz szybka akcja. Ten pierwszy z góry jest zazwyczaj mocno nasiąkniety więc raczej nadaje się do utylizacji. Może się rozwalać przy ściąganiu, ale to nic. Kolejne będą już zwarte i elastyczne. Trzeba je tylko rozkleić póki są gorące - potem kaplica. Posiadacze delikatnych palców mogą przygotować sobie wcześniej miseczkę z zimną wodą i maczać w niej paluszki pomiędzy rozklejaniem kolejnych placków. Generalnie idzie szybko i bezproblemowo. Raz rozlepione można znów nałożyć na siebie, już się nie pokleją.

Opcja 2 - pieczenie na patelni. Tu bedą mniej foremne bo podczas rozlepiania pliku i przenoszenia stracą nieco okrągłości. 

Patelnia - grube dno - nieprzywierająca - dobrze rozgrzana - ogień mały. Placki trzeba rozlepić z pliku i po jednym rzucać na patelnię. 10-15 sekund z każdej strony - wtedy pozostaną miękkie, elastyczne. Kiedy złapie je już choć sugestia zbrązowienia - robią się sztywne i chrupiące - przy tym absolutnie pyszne - ale już nie będą się nadawały do zwijania. Jednakowoż chrupanie zawsze spoko więc kilka można na bieżąco spałaszować na chrupko :) (to te po lewej na dole)

Gotowe placuszki można młucić doraźnie, zapakować do woreczków strunowych i przez kilka dni zachowają wszelkie właściwości. Można też śmiało zamrozić, a potem prosto z zamrażalnika wrzucić na chwilę na parę i wiola - jak nowe. 

Pozostaje kwestia farszu. Tu zrobiłem tofu a la kaczka po pekińsku - o właśnie tak (kliknij) :)

________________________________________ 

Planujesz domową imprezę - rodzinny obiad, spotkanie z przyjaciółmi, party w ogrodzie? Chcesz przygotować bogate menu, które oczaruje Twoich gości?

Wjazd na kuchnie ma wszystko czego potrzebujesz! (kliknij) 

Teraz w promocji trzy e-booki w cenie dwóch. W koszyku pod podsumowaniem jest zapytanie "Masz kod promocyjny?"- kliknij i wpisz 3za2

Zapraszam również do polubienia facebookowego profilu - klik

Zobacz też...

Szybki kontakt

Realizacja: HEXADE.COM (Grafik, projektant, webdesigner)